niedziela, 29 marca 2015

Część 11.

Obudziłem się w nocy. Rozejrzałem się po pokoju, który pogrążony był w ciemnościach. Spojrzałem na zegarek stojący na szafce nocnej. Jego czerwone cyfry informowały, że jest trzecia dwadzieścia osiem. Odszukałem telefon i kliknąłem przycisk, by podświetlił się ekran. Miałem nieodebrane połączenie i wiadomość. Odblokowałem klawiaturę i odczytałem:


Sprawdzałem czy śpisz! Ha! I tak o mnie dbasz? Znów mnie olałeś! A gdybym teraz umarł? XD


Sprawdziłem godzinę nadania SMSa. Dwudziesta trzecia czterdzieści dwa. Oszalał. Po tym wypadku poprzewracało mu się w głowie. Szybko wystukałem odpowiedź:


Szukasz dziury w całym.


Poczułem pragnienie więc wstałem i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie kaktusowego soku i zgasiłem nieprzyjemne uczucie. Przypomniało mi się o niedokończonym posiłku więc wróciłem do salonu i zjadłem to co zostało. Nie smakowało zbyt dobrze, bo wystygło. Nie lubiłem zimnego jedzenia, ale nie chciało mi się odgrzewać w mikrofalówce. Po dokończonej kolacji wziąłem prysznic i znów się położyłem. Rano wyrwałem się ze snu lekko przerażony. Nie mogłem przypomnieć sobie co mi się śniło. Widziałem jedynie jakieś pojedyncze sceny i słyszałem obce głosy.
Spojrzałem na telefon. Nie było żadnych wiadomości. Wstałem i poszedłem do kuchni. Nalałem wody do czajnika i poszedłem do salonu nakarmić rybki. Posprzątałem jeszcze po nocnym jedzeniu i wróciłem do kuchni. Zalewając kawę usłyszałem dźwięk nadejścia wiadomości. Poszedłem do sypialni i odblokowałem klawiaturę. Otworzyłem SMSa od Kamila:


Przyjedź teraz. Błagam. Potrzebuję Cię.


Treść sprawiła, że poczułem strach. Szybko naciągałem na siebie spodnie i koszulkę. Nie zdążyłem ani umyć się, ani nic zjeść. Jednak wiedziałem, że muszę jechać do szpitala. Szybko wyszedłem z domu i zjechałem windą na podziemny parking. Wyjeżdżając na zewnątrz spojrzałem w lusterko. Byłem roztrzepany i miałem kilkudniowy zarost. Masakra. Wyglądałem jak zaniedbany facet. Jednak Kamil był ważniejszy niż wygląd. W ciągu kilkunastu minut dotarłem do szpitala. Wchodząc do środka zauważyłem zamieszanie spowodowane przywiezieniem kilku osób z wypadku. Widzą kobietę w stanie krytycznym przypomniał mi się dzień, kiedy Kamil miał wypadek. Boże, on mógł skończyć tak samo.
Wjechałem windą na piętro gdzie znajdowała się sala chłopaka. Spojrzałem przez szybę. Byli tam jego rodzice. Kamil leżał odwrócony do nich plecami. Wiedziałem, że coś się wydarzyło, bo rodzice chłopaka byli jacyś poddenerwowani.
Mimo ucisku w żołądku nacisnąłem klamkę. Niby miałem to swoje ponad dwadzieścia lat ale teraz bałem się jak cholera. Po otworzeniu drzwi rodzice Kamila spojrzeli na mnie. Postanowiłem olać ich. Wyrządzają krzywdę mojemu chłopakowi więc będę miał ich gdzieś. Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. Czy jak to tam.
Podszedłem do łóżka od strony okna, czyli od strony, w którą zwrócony był Kamil. Miał zamknięte oczy i rękoma zakrywał uszy. Wyglądał jak dziecko będące świadkiem kłótni rodziców. Dotknąłem jego policzka. Otworzył oczy. Miał przerażony i jednocześnie błagalny wzrok.
- Jestem tutaj - szepnąłem.
- Wygoń ich - powiedział ledwie dosłyszalnie.
- To twoi rodzice.
- Proszę.
Spojrzałem na państwo Hoffman dzięki którym Kamil się narodził. Jednak oni nie umieją zaakceptować syna takim jakim jest. Poczułem przypływ odwagi więc wstałem i powiedziałem:
- Myślę, że powinni państwo już pójść.
- Słuchaj kolego - zaczęła mama Kamila.
- Nie, to pani posłucha. Jeśli ma pani jakiekolwiek problemy z zaakceptowaniem swojego syna to zleciłbym jakąś terapię. Żyjemy w XXI wieku gdzie każdy ma prawo do miłości. Płacę takie same podatki jak pani czy pani mąż więc chciałbym mieć takie same prawa. Ja i Kamil naprawdę się kochamy i nie zmienimy tego tylko dlatego, że to jest wbrew pańskim przekonaniom. Myślę, że to już wszystko. Proszę wyjść - otworzyłem drzwi czekając na ich reakcję. Byłem przygotowany na krzyki, bluzgi i tym podobne.
Jednak nic takiego nie nastąpiło. Patrzyliśmy na siebie, a ja czułem jak powoli zaczyna opuszczać mnie pewność siebie. Ojciec Kamila pociągnął swoją żonę i chwilę później w sali zostałem tylko ja i mój chłopak. Podszedłem do łóżka i przytuliłem go.
- Nie przesadziłem trochę? - zapytałem w pewnej chwili.
- Oni stwierdzili, że psycholog mi pomoże.
- Czyli jednak nie przesadziłem.
- Co ja teraz zrobię?
- Jako pierwsze nie załamuj się. Po drugie dziś wychodzisz i jedziesz się pakować. Zamieszkasz ze mną.
- Nie mogę.
- Oj przestań! Zamieszkasz i tyle. Przynajmniej będę miał ciebie przez cały czas. I będę mógł cię pilnować.
- Yyy... pilnować?
- Mhmm. Czy żaden laluś nie kręci się wokół ciebie.
- Kręci się! Mam z nim zamieszkać podobno.
- Dawaj adres! Rozniosę go! - powiedziałem z udawaną powagą.
Kamil roześmiał się. Zapadła cisza. Oparłem się rękoma naprzeciwko chłopaka i spojrzałem mu w oczy. Mój wzrok automatycznie zszedł na jego spierzchnięte wargi. Były takie pełne, a ich malinowa barwa sprawiała, że mógłbym całować je cały czas. Pochyliłem się i delikatnie musnąłem usta Kamila. Chłopak złapał mnie za koszulkę i brutalnie przycisnął mnie do siebie. Przymknąłem oczy i rozkoszowałem się tym cudnym momentem.
----
O jaaaa, dawno mnie tu nie było. Przepraszam. Jednak nie wiem czy jest sens to prowadzić. Chyba popełniłam błąd w ogóle zakładając tego bloga. Jest tu ktoś?

7 komentarzy:

  1. Ja tu jestem. Dawno bie wchodziłam ale jestem. Rozdział całkiem fajny ale jak na razie mało się dzieje.
    ♥Mary♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Super dawaj dalej 😊❤👌

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogłabyś częściej dodawać nowe części :/ uwielbiam ta opowieść :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten blog jest meega! Nie przestawaj pisać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile się wyczekałam na ten rozdział:) Już myślałam że nic nie napiszesz:/ Przeglądam zakładki, patrzę na tytuł,myślę: "a wejdę zobaczę.." Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam widząc rozdział. Błagam pisz dalej bo to jest świetne:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekałam... I się doczekałam kolejnego rozdziału :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że jest sens prowadzić :) Nie przestawaj pisać i dodawaj dalej kolejne rozdziały :):)

    OdpowiedzUsuń