Obudziłem się w nocy.
Rozejrzałem się po pokoju, który pogrążony był w ciemnościach.
Spojrzałem na zegarek stojący na szafce nocnej. Jego czerwone cyfry
informowały, że jest trzecia dwadzieścia osiem. Odszukałem
telefon i kliknąłem przycisk, by podświetlił się ekran. Miałem
nieodebrane połączenie i wiadomość. Odblokowałem klawiaturę i
odczytałem:
Sprawdzałem czy śpisz!
Ha! I tak o mnie dbasz? Znów mnie olałeś! A gdybym teraz umarł?
XD
Sprawdziłem godzinę nadania
SMSa. Dwudziesta trzecia czterdzieści dwa. Oszalał. Po tym wypadku
poprzewracało mu się w głowie. Szybko wystukałem odpowiedź:
Szukasz dziury w całym.
Poczułem pragnienie więc
wstałem i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie kaktusowego soku i
zgasiłem nieprzyjemne uczucie. Przypomniało mi się o
niedokończonym posiłku więc wróciłem do salonu i zjadłem to co
zostało. Nie smakowało zbyt dobrze, bo wystygło. Nie lubiłem
zimnego jedzenia, ale nie chciało mi się odgrzewać w mikrofalówce.
Po dokończonej kolacji wziąłem prysznic i znów się położyłem.
Rano wyrwałem się ze snu lekko przerażony. Nie mogłem przypomnieć
sobie co mi się śniło. Widziałem jedynie jakieś pojedyncze sceny
i słyszałem obce głosy.
Spojrzałem na telefon. Nie
było żadnych wiadomości. Wstałem i poszedłem do kuchni. Nalałem
wody do czajnika i poszedłem do salonu nakarmić rybki. Posprzątałem
jeszcze po nocnym jedzeniu i wróciłem do kuchni. Zalewając kawę
usłyszałem dźwięk nadejścia wiadomości. Poszedłem do sypialni
i odblokowałem klawiaturę. Otworzyłem SMSa od Kamila:
Przyjedź teraz. Błagam.
Potrzebuję Cię.
Treść sprawiła, że
poczułem strach. Szybko naciągałem na siebie spodnie i koszulkę.
Nie zdążyłem ani umyć się, ani nic zjeść. Jednak wiedziałem,
że muszę jechać do szpitala. Szybko wyszedłem z domu i zjechałem
windą na podziemny parking. Wyjeżdżając na zewnątrz spojrzałem
w lusterko. Byłem roztrzepany i miałem kilkudniowy zarost. Masakra.
Wyglądałem jak zaniedbany facet. Jednak Kamil był ważniejszy niż
wygląd. W ciągu kilkunastu minut dotarłem do szpitala. Wchodząc
do środka zauważyłem zamieszanie spowodowane przywiezieniem kilku
osób z wypadku. Widzą kobietę w stanie krytycznym przypomniał mi
się dzień, kiedy Kamil miał wypadek. Boże, on mógł skończyć
tak samo.
Wjechałem windą na piętro
gdzie znajdowała się sala chłopaka. Spojrzałem przez szybę. Byli
tam jego rodzice. Kamil leżał odwrócony do nich plecami.
Wiedziałem, że coś się wydarzyło, bo rodzice chłopaka byli
jacyś poddenerwowani.
Mimo ucisku w żołądku
nacisnąłem klamkę. Niby miałem to swoje ponad dwadzieścia lat
ale teraz bałem się jak cholera. Po otworzeniu drzwi rodzice Kamila
spojrzeli na mnie. Postanowiłem olać ich. Wyrządzają krzywdę
mojemu chłopakowi więc będę miał ich gdzieś. Jak Kuba Bogu tak
Bóg Kubie. Czy jak to tam.
Podszedłem do łóżka od
strony okna, czyli od strony, w którą zwrócony był Kamil. Miał
zamknięte oczy i rękoma zakrywał uszy. Wyglądał jak dziecko
będące świadkiem kłótni rodziców. Dotknąłem jego policzka.
Otworzył oczy. Miał przerażony i jednocześnie błagalny wzrok.
- Jestem tutaj - szepnąłem.
- Wygoń ich - powiedział
ledwie dosłyszalnie.
- To twoi rodzice.
- Proszę.
Spojrzałem na państwo
Hoffman dzięki którym Kamil się narodził. Jednak oni nie umieją
zaakceptować syna takim jakim jest. Poczułem przypływ odwagi więc
wstałem i powiedziałem:
- Myślę, że powinni państwo
już pójść.
- Słuchaj kolego - zaczęła
mama Kamila.
- Nie, to pani posłucha.
Jeśli ma pani jakiekolwiek problemy z zaakceptowaniem swojego syna
to zleciłbym jakąś terapię. Żyjemy w XXI wieku gdzie każdy ma
prawo do miłości. Płacę takie same podatki jak pani czy pani mąż
więc chciałbym mieć takie same prawa. Ja i Kamil naprawdę się
kochamy i nie zmienimy tego tylko dlatego, że to jest wbrew pańskim
przekonaniom. Myślę, że to już wszystko. Proszę wyjść -
otworzyłem drzwi czekając na ich reakcję. Byłem przygotowany na
krzyki, bluzgi i tym podobne.
Jednak nic takiego nie
nastąpiło. Patrzyliśmy na siebie, a ja czułem jak powoli zaczyna
opuszczać mnie pewność siebie. Ojciec Kamila pociągnął swoją
żonę i chwilę później w sali zostałem tylko ja i mój chłopak.
Podszedłem do łóżka i przytuliłem go.
- Nie przesadziłem trochę? -
zapytałem w pewnej chwili.
- Oni stwierdzili, że
psycholog mi pomoże.
- Czyli jednak nie
przesadziłem.
- Co ja teraz zrobię?
- Jako pierwsze nie załamuj
się. Po drugie dziś wychodzisz i jedziesz się pakować.
Zamieszkasz ze mną.
- Nie mogę.
- Oj przestań! Zamieszkasz i
tyle. Przynajmniej będę miał ciebie przez cały czas. I będę
mógł cię pilnować.
- Yyy... pilnować?
- Mhmm. Czy żaden laluś nie
kręci się wokół ciebie.
- Kręci się! Mam z nim
zamieszkać podobno.
- Dawaj adres! Rozniosę go! -
powiedziałem z udawaną powagą.
Kamil roześmiał się.
Zapadła cisza. Oparłem się rękoma naprzeciwko chłopaka i
spojrzałem mu w oczy. Mój wzrok automatycznie zszedł na jego
spierzchnięte wargi. Były takie pełne, a ich malinowa barwa
sprawiała, że mógłbym całować je cały czas. Pochyliłem się i
delikatnie musnąłem usta Kamila. Chłopak złapał mnie za koszulkę
i brutalnie przycisnął mnie do siebie. Przymknąłem oczy i
rozkoszowałem się tym cudnym momentem.
----
O jaaaa, dawno mnie tu nie było. Przepraszam. Jednak nie wiem czy jest sens to prowadzić. Chyba popełniłam błąd w ogóle zakładając tego bloga. Jest tu ktoś?
Ask: ASK ME HERE
Fanpage: Never Ending Stories
Ja tu jestem. Dawno bie wchodziłam ale jestem. Rozdział całkiem fajny ale jak na razie mało się dzieje.
OdpowiedzUsuń♥Mary♥
Super dawaj dalej 😊❤👌
OdpowiedzUsuńMogłabyś częściej dodawać nowe części :/ uwielbiam ta opowieść :)
OdpowiedzUsuńTen blog jest meega! Nie przestawaj pisać :)
OdpowiedzUsuńNawet nie zdajesz sobie sprawy ile się wyczekałam na ten rozdział:) Już myślałam że nic nie napiszesz:/ Przeglądam zakładki, patrzę na tytuł,myślę: "a wejdę zobaczę.." Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam widząc rozdział. Błagam pisz dalej bo to jest świetne:)
OdpowiedzUsuńCzekałam... I się doczekałam kolejnego rozdziału :))
OdpowiedzUsuńMyślę, że jest sens prowadzić :) Nie przestawaj pisać i dodawaj dalej kolejne rozdziały :):)
OdpowiedzUsuń