poniedziałek, 17 listopada 2014

Część 8.

Kolejne dni mijały strasznie. W klasie znów upatrzyli sobie mnie jako obiekt drwin. Czy im się to kiedyś znudzi? Kiedyś wniosę pozew to sądu przeciwko szkole o wyniszczenie mnie psychicznie.
W piątek umówiłem się z Maxem, że po szkole przyjdę do niego. Nie mógł mnie odebrać, bo musiał coś załatwić. Znów mijałem znajome mi ulice, znajome sklepy. O! A tu zawsze stoi ten chłopak z ulotkami. Znów wezmę kawałek kolorowego papieru, bo będzie mi go szkoda. Stoi tu biedaczek i rozdaje ulotki, których nikt nie chce. To samo skrzyżowanie, te same pasy, te same światła. Czerwone, czerwone... zielone! Wszedłem na pasy i nagle usłyszałem rozpędzone auto, a potem pisk opon. Spojrzałem w lewo. To rozpędzone auto jechało wprost na mnie, a ja bezbronny stałem na środku pasów. Wszystko działo się w ułamku sekundy. Poczułem jedynie silne uderzenie i była tylko ciemność.




****M*A*X****


Dziwiło mnie, że Kamil się spóźnia. On zawsze był bardzo punktualny. Miałem chwilę przerwy więc usiadłem przed telewizorem jedząc chińskie jedzenie zamówione w pobliskiej knajpce. Przełączyłem na lokalne wiadomości. Chciałem dowiedzieć się co nowego w moim pięknym mieście.
- Wiadomość z ostatniej chwili. Pijany kierowca z ogromną prędkością wjechał na pasy. Ofiara to nastoletni chłopak, który w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala. U sprawcy wypadku wykryto ponad 1,5 promila alkoholu. Więcej informacji w następnym wydaniu wiadomości.
- Idioci. Idioci wszędzie - mruknąłem.
Zaczęli pokazywać miejsce wypadku. Niedaleko leżała torba podobna do takiej, którą Kamil nosił do szkoły. Poczułem jak przechodzi po mnie dreszcz. Ale przecież takich toreb jest dużo. Próbowałem się uspokoić, jednak przerażenie rosło. Wyciągnąłem komórkę i wybrałem numer chłopaka, który był całym moim światem. Słysząc 'abonent jest chwilowo niedostępny' myślałem,że oszaleję. Zacząłem obdzwaniać lokalne szpitale. W końcu dowiedziałem się gdzie leży 'chłopak z wypadku'.
- Wychodzę. Nie będzie mnie już dziś - powiedziałem do Tomka po czym wyszedłem z salonu.
Trzęsły mi się ręce i ciężko było mi skupić się na jeździe. Zaparkowałem przed wejściem do szpitala mimo zakazu i wbiegłem do środka. Poszedłem do informacji i zapytałem czy leży tu Kamil.
- A pan to...?
Wiedziałem. Tu zaczną się schody.
- W sumie to... - jąkałem się. - Ja i on...
- Jest pan kimś z rodziny?
- No tak nie do końca...
- To przepraszam, ale nie mogę udzielić panu żadnych informacji.
- Ale proszę mi powiedzieć tylko numer sali!
- Przepraszam, ale nie mogę.
Złapałem się za głowę. Nie wiedziałem co robić.
- Jestem jego partnerem - powiedziałem w końcu.
Kobieta spojrzała na mnie, ale nadal milczała.
- Proszę - szepnąłem błagalnie.
- Przepraszam, ale ja naprawdę nie mogę.
Usiadłem na krześle pod ścianą i schowałem twarz w dłonie. Mój cały świat umiera, a ja nie mogę nic zrobić. Na dodatek ta pieprzona wiedźma nawet nie chce mi nic powiedzieć. Rozejrzałem się po korytarzu. Szukałem osoby, która mogłaby mi pomóc. Szpital był zbyt duży, by samemu sobie poradzić. W pewnej chwili w oczy rzuciła mi się ciemnowłosa pielęgniarka. Nie wyglądała jak z amerykańskich filmów. Miała krótkie włosy, obcięte jak facet. Coś podpowiadało mi, że to właśnie ona będzie moim wybawieniem. Coś kazało mi do niej podejść. Momentem przełomowym była chwila, gdy zauważyłem na jej lewym kciuku szeroką obrączkę. Czyżby...? To moja jedyna szansa! Podszedłem do niej i powiedziałem:
- Przepraszam panią.
Spojrzała na mnie piwnymi oczami i uśmiechnęła się mówiąc:
- Tak? Mogę w czymś pomóc?
- Właściwie to tak... - złapałem się prawą ręką za lewe ramię. Chciałem, by zobaczyła moją silikonową bransoletkę. Tak! Uśmiechnęła się spoglądając na moją rękę.
- To co chciałby pan wiedzieć?
- W sumie to zależy mi na informacji gdzie leży Kamil Hoffmann
- Ale informacja jest tam - wskazała na miejsce gdzie przed chwilą błagałem o numer sali.
- Tak, wiem. Ale ta pani mnie chyba nie lubi.
- Dobrze. Pomogę panu, bo zdaje mi się, że wiem o co chodzi. Pan Hoffmann leży w sali.... - spojrzała na kartę, którą trzymała w ręce. - Chodzi o tego z wypadku, tak?
- Tak - przytaknąłem.
- Sala numer 94.
- Dziękuję pani! Jest pani moim aniołem!
- Tylko proszę mnie nie wydać!
- Oczywiście!
Po kilkudziesięciu sekundach byłem przed odpowiednimi drzwiami. Spojrzałem przez szybę. Kamil miał zabandażowaną głowę, podrapaną całą twarz i lewą rękę w gipsie. Do prawej podłączona była kroplówka. Widząc to poczułem jak ściska mnie w środku. Przecież on był taki wrażliwy na ból! Miałem ochotę wejść do sali i przytulić go. Jednak była jedna przeszkoda. Duża przeszkoda. A mianowicie rodzice Kamila, którzy nie wiedzieli, że ich syn nie gustuje w dziewczynach.
----
Ktoś to w ogóle czyta? Oprócz osoby, która prosiła o kolejną część na asku? I jakie macie zastrzeżenia, że zaznaczacie "Bywało lepiej", huh?

5 komentarzy:

  1. Ja czytam. To jest świetne. Kocham takie historie. Pisz dalej to :*****

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej wspaniałe! Teraz jeszcze niecierpliwiej niż zwykle czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  3. GENIALNE!!!!!!! Najlepsze! Jesteś zajebista, najbardziej zajebista na całym świecie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja czytam od początku i jest super! :). Nareszcie jakiś zwrot akcji! :D Czekam na kolejne części :)

    OdpowiedzUsuń