Kolejne
dni mijały strasznie. W klasie znów upatrzyli sobie mnie jako
obiekt drwin. Czy im się to kiedyś znudzi? Kiedyś wniosę pozew to
sądu przeciwko szkole o wyniszczenie mnie psychicznie.
W piątek
umówiłem się z Maxem, że po szkole przyjdę do niego. Nie mógł
mnie odebrać, bo musiał coś załatwić. Znów mijałem znajome mi
ulice, znajome sklepy. O! A tu zawsze stoi ten chłopak z ulotkami.
Znów wezmę kawałek kolorowego papieru, bo będzie mi go szkoda.
Stoi tu biedaczek i rozdaje ulotki, których nikt nie chce. To samo
skrzyżowanie, te same pasy, te same światła. Czerwone, czerwone...
zielone! Wszedłem na pasy i nagle usłyszałem rozpędzone auto, a
potem pisk opon. Spojrzałem w lewo. To rozpędzone auto jechało
wprost na mnie, a ja bezbronny stałem na środku pasów. Wszystko
działo się w ułamku sekundy. Poczułem jedynie silne uderzenie i
była tylko ciemność.
****M*A*X****
Dziwiło
mnie, że Kamil się spóźnia. On zawsze był bardzo punktualny.
Miałem chwilę przerwy więc usiadłem przed telewizorem jedząc
chińskie jedzenie zamówione w pobliskiej knajpce. Przełączyłem
na lokalne wiadomości. Chciałem dowiedzieć się co nowego w moim
pięknym mieście.
-
Wiadomość z ostatniej chwili. Pijany kierowca z ogromną prędkością
wjechał na pasy. Ofiara to nastoletni chłopak, który w ciężkim
stanie został przewieziony do szpitala. U sprawcy wypadku wykryto
ponad 1,5 promila alkoholu. Więcej informacji w następnym wydaniu
wiadomości.
- Idioci.
Idioci wszędzie - mruknąłem.
Zaczęli
pokazywać miejsce wypadku. Niedaleko leżała torba podobna do
takiej, którą Kamil nosił do szkoły. Poczułem jak przechodzi po
mnie dreszcz. Ale przecież takich toreb jest dużo. Próbowałem się
uspokoić, jednak przerażenie rosło. Wyciągnąłem komórkę i
wybrałem numer chłopaka, który był całym moim światem. Słysząc
'abonent jest chwilowo niedostępny' myślałem,że oszaleję.
Zacząłem obdzwaniać lokalne szpitale. W końcu dowiedziałem się
gdzie leży 'chłopak z wypadku'.
-
Wychodzę. Nie będzie mnie już dziś - powiedziałem do Tomka po
czym wyszedłem z salonu.
Trzęsły
mi się ręce i ciężko było mi skupić się na jeździe.
Zaparkowałem przed wejściem do szpitala mimo zakazu i wbiegłem do
środka. Poszedłem do informacji i zapytałem czy leży tu Kamil.
- A pan
to...?
Wiedziałem.
Tu zaczną się schody.
- W sumie
to... - jąkałem się. - Ja i on...
- Jest pan
kimś z rodziny?
- No tak
nie do końca...
- To
przepraszam, ale nie mogę udzielić panu żadnych informacji.
- Ale
proszę mi powiedzieć tylko numer sali!
-
Przepraszam, ale nie mogę.
Złapałem
się za głowę. Nie wiedziałem co robić.
- Jestem
jego partnerem - powiedziałem w końcu.
Kobieta
spojrzała na mnie, ale nadal milczała.
- Proszę
- szepnąłem błagalnie.
-
Przepraszam, ale ja naprawdę nie mogę.
Usiadłem
na krześle pod ścianą i schowałem twarz w dłonie. Mój cały
świat umiera, a ja nie mogę nic zrobić. Na dodatek ta pieprzona
wiedźma nawet nie chce mi nic powiedzieć. Rozejrzałem się po
korytarzu. Szukałem osoby, która mogłaby mi pomóc. Szpital był
zbyt duży, by samemu sobie poradzić. W pewnej chwili w oczy rzuciła
mi się ciemnowłosa pielęgniarka. Nie wyglądała jak z
amerykańskich filmów. Miała krótkie włosy, obcięte jak facet.
Coś podpowiadało mi, że to właśnie ona będzie moim wybawieniem.
Coś kazało mi do niej podejść. Momentem przełomowym była
chwila, gdy zauważyłem na jej lewym kciuku szeroką obrączkę.
Czyżby...? To moja jedyna szansa! Podszedłem do niej i
powiedziałem:
-
Przepraszam panią.
Spojrzała
na mnie piwnymi oczami i uśmiechnęła się mówiąc:
- Tak?
Mogę w czymś pomóc?
-
Właściwie to tak... - złapałem się prawą ręką za lewe ramię.
Chciałem, by zobaczyła moją silikonową bransoletkę. Tak!
Uśmiechnęła się spoglądając na moją rękę.
- To co
chciałby pan wiedzieć?
- W sumie
to zależy mi na informacji gdzie leży Kamil Hoffmann
- Ale
informacja jest tam - wskazała na miejsce gdzie przed chwilą
błagałem o numer sali.
- Tak,
wiem. Ale ta pani mnie chyba nie lubi.
- Dobrze.
Pomogę panu, bo zdaje mi się, że wiem o co chodzi. Pan Hoffmann
leży w sali.... - spojrzała na kartę, którą trzymała w ręce. -
Chodzi o tego z wypadku, tak?
- Tak -
przytaknąłem.
- Sala
numer 94.
- Dziękuję
pani! Jest pani moim aniołem!
- Tylko
proszę mnie nie wydać!
-
Oczywiście!
Po
kilkudziesięciu sekundach byłem przed odpowiednimi drzwiami.
Spojrzałem przez szybę. Kamil miał zabandażowaną głowę,
podrapaną całą twarz i lewą rękę w gipsie. Do prawej podłączona
była kroplówka. Widząc to poczułem jak ściska mnie w środku.
Przecież on był taki wrażliwy na ból! Miałem ochotę wejść do
sali i przytulić go. Jednak była jedna przeszkoda. Duża
przeszkoda. A mianowicie rodzice Kamila, którzy nie wiedzieli, że
ich syn nie gustuje w dziewczynach.
----
Ktoś to w ogóle czyta? Oprócz osoby, która prosiła o kolejną część na asku? I jakie macie zastrzeżenia, że zaznaczacie "Bywało lepiej", huh?
Ja czytam. To jest świetne. Kocham takie historie. Pisz dalej to :*****
OdpowiedzUsuńJej wspaniałe! Teraz jeszcze niecierpliwiej niż zwykle czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńGENIALNE!!!!!!! Najlepsze! Jesteś zajebista, najbardziej zajebista na całym świecie <3
OdpowiedzUsuńJestem
OdpowiedzUsuńJa czytam od początku i jest super! :). Nareszcie jakiś zwrot akcji! :D Czekam na kolejne części :)
OdpowiedzUsuń