Wpakowałem
się na łóżko i otworzyłem pudełko. Kamil wziął jedną kulkę,
która po chwili rozpuszczała się w jego ustach. Ja również
rozpakowałem Rafaello i włożyłem do ust. Poczułem słodki smak,
który kojarzył mi się jedynie z Kamilem.
- Mmm -
mruknął chłopak uśmiechając się. - Dziękuję.
- Dostanę
coś w zamian?
- Pfff.
Musisz o mnie dbać bezinteresownie.
- O nie,
nie. Nie ma tak dobrze.
Pocałowałem
go w czasie, gdy jadł kolejną kulkę. Odgryzłem połowę nie
odrywając ust. Mieliśmy w tym już niezłą wprawę.
W szpitalu
spędziłem kilka godzin. Powoli brało mnie zmęczenie co zauważył
Kamil i powiedział:
- Wracaj
do domu.
- Chwila.
Tęskniłem za tobą.
-
Widziałeś mnie codziennie.
- Ale
tylko na kilka godzin. I w jakim byłeś stanie? Nawet nie mogłem
cię dobrze przytulić. Dobrze, że jutro wychodzisz.
- Hm, dla
kogo dobrze dla tego dobrze. Ja nawet nie wiem czy mam gdzie wracać
- mruknął.
- No
wiesz! Jak możesz tak mówić?! Wprowadzisz się do mnie i tyle.
- Dziękuję
- przytulił mnie.
Wtuliłem
twarz w jego włosy. Wziąłem głęboki oddech ale zamiast
cytrusowego zapachu szamponu przeciwłupieżowego poczułem zapach
szpitala.
- Eh,
niech cię stąd wypisują, bo śmierdzisz - powiedziałem z udawaną
powagą. Chłopak roześmiał się.
-
Dziękuję!
- Oj, no!
Chodzi mi o ten zapach szpitala. Ta aura i w ogóle...
- Dobra,
nie pogrążaj się bardziej. Jedź do domu.
- A ty
wypoczywaj i o nic się nie martw. I dzwoń jakby coś się działo.
- I tak
mnie olejesz i nie odbierzesz, bo będziesz spać.
- No
wiesz! Teraz będziesz mi to wypominać? Przeprosiłem!
- Nie
jestem Jezusem żeby wybaczyć ani nie mam alzheimera żeby
zapomnieć.
- Foch!
- Tylko ja
mogę się fochać - wystawił mi język.
-
Zapamiętam!
- Dawaj
buziaka i idź - uśmiechnął się.
- Pfff -
skrzyżowałem ręce udając obrażonego.
- Nie to
nie - obrócił się na bok tyłem do mnie.
Tego się
nie spodziewałem. Wiedziałem, że się zgrywa, ale mimo to coś
mnie zabolało. Poczułem jakbym dostał kosza.
- Oj dobra
dawaj - powiedziałem kładąc się na nim i patrząc na jego twarz.
- Aua!
Moja ręka idioto!
- Jezu!
Przepraszam! - podniosłem się jak poparzony.
- Nie
żaden Jezu. Kamil wystarczy - wyszczerzył się.
- W kim ja
się zakochałem? - zapytałem kręcąc głową z dezaprobatą.
Pocałowałem
go, pożegnaliśmy się i wyszedłem ze szpitala. Po drodze kupiłem
sobie jedzenie i po kwadransie wjeżdżałem windą na jedenaste.
piętro. Zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na haczyku. To samo
zrobiłem z kluczami. Wolałem żeby nie walały się po domu, bo
potem jest problem. Usiadłem na kanapie i zacząłem jeść
oglądając telewizję. Jednak głód minął, a nie chciałem w
siebie wpychać na siłę. Zmęczenie wzięło górę więc
przeniosłem się do sypialni. Kilka sekund po poczuciu miękkiego
łóżka i satynowej pościeli odpłynąłem w krainę snu. Tym razem
nie odwiedził mnie Sebastian, ani nie widziałem pogrzebu Kamila.
Śniło mi się, że chodziłem z moim chłopakiem ulicami Londynu.
Ale dlaczego właśnie to miasto?!
-----
Czytasz = komentujesz. Komentujesz = motywujesz. Motywujesz = dodaję nową notkę :3
Czemu Londyn ?!?!
OdpowiedzUsuńŚwietne jak zawsze *.* Pisz dalej <3 !
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńGenialne jak zwykle :) czekam na next <3
OdpowiedzUsuń